-

kamiuszek

O Leninie w Berlinie i o pobitych garach

Porównamy sobie wykorzystanie dwóch zbrojowni, wczesno- i późnobarokowej. W obu znajdują się muzea, a wystawy zaliczają się niewątpliwie do arsenału środków propagandowych. Ładnie się więc łączy arsenał z wojną, a wojna z propagandą. Od zawsze w zbrojowniach gromadzono łupy z pól bitew po to, by się nimi chwalić, tak jak dzisiaj robi się filmy o wielkich bohaterach i ich czynach, no chyba że ma się obsesję odbrązawiania, demaskacji i dołowania widowni.

Gdy tylko wejdziemy do berlińskiego Deutsches Historisches Museum, to od razu poczujemy się jak na scenie. W samym centrum odbywającego się spektaklu. Na początek omówimy postaci kobiece, gdyż tak wypada, a poza tym stoją one na wprost wejścia, więc trudno przegapić. Oto przed nami dwie nadnaturalnej postury, klasycystyczne rzeźby. Przysiadły na marmurach, jakby tylko czekały, aby miłych gości usłużnie wprowadzić w głąb apartamentów. Jako odźwierne są w zbrojowni jak najbardziej na miejscu, gdyż z inskrypcji wiemy, że to alegorie sztuk wojennych. Strategia i kwatermistrzostwo, czy inna balistyka. Gdy przyjrzeć się im z bliska, dziewczęca uroda za sprawą ogromu sylwetek znika i zaczynają przypominać, gdy idzie o wdzięk, jakieś takie drag queens. Na przykład tych transwestytów, którzy ostatnio wstąpili na służbę do Bundeswery, i to chyba nawet w Brandenburgii, podnosząc średnią wzrostu czołgistów o długość szpilek. Te tutaj nie mają wystrzałowego, karnawałowego makijażu, przylepionych rzęs i wyszczerzonych uśmiechów. Takie wielkie rzymskonose dziewuchy, blade jak marmurowe prześcieradła, którymi są dla przyzwoitości owinięte.

Gdy spojrzymy w prawo, zobaczymy fotel otaczający czułą opieką starego kanclerza Bismarcka, który zdaje się czekać, aby mu asystentka przypudrowała nos i łysinkę przed wygłoszeniem telewizyjnego orędzia. O czym będzie mówił? Zapewne o wielkich pożytkach, jakie spłynęły na świat dzięki zjednoczeniu Europy, to znaczy chciałem powiedzieć, zjednoczeniu Niemiec. Staruszek sprawia przyjemne wrażenie i nie wadzi za bardzo, zupełnie jak autor tekstu sztuki, który nie chce wprowadzać zamętu, więc się nie odzywa na teatralnej próbie, a tym bardziej w trakcie przedstawienia.

Zdecydowanie ciekawszą osobę mamy po lewej. Zaskoczy nas tutaj Lenin. Jak żywy! W kwiecie wieku, leninówce i trzyczęściowym garniturze, a dumny jak jasna cholera. Czemu ten Lenin w Berlinie? Spiżowy posąg wodza rewolucji to łup wojenny. Niemcy wzięli go w niewolę podczas wyprawy na Stalingrad i wysłali do stolicy tysiącletniej Rzeszy, zanim nastał dla transwestytów w letnich uniformach od Hugo Bossa ten straszny czas, gdy paliwo w bakach zamarzało. Jak wiemy z wykopalisk archeologicznych z Jedwabnego niemieckie wojsko raczej nie miało wielkiego szacunku dla podobizn wodza rewolucji, albo akurat ten z Jedwabnego, jako sam łeb, niezbyt im pasował do koncepcji wystawienniczej.

Sowieci składając rewizytę, pomimo że odbili przecież swoją firmową maskotkę, to pozostawili ją na gościnnym występie ku przypomnieniu, jak to było z tym Stalingradem i jak to skończyło się w Berlinie. Pewnie dlatego dziewczęta zimne jak lód i pewnie dlatego Włodzimierz Ilicz taki zadowolony z siebie, idealny, dobrze odżywiony, tryskający zdrowiem, jak panisko na szeroko rozstawionych nogach, z kciukiem wetkniętym za kamizelkę, z uśmiechem patrzący na wszystko z góry. Chyba nie można patrzeć bardziej z góry, bez popadania w karykaturę, niż gapi się ten Lenin.

A dzieli z nim triumfalny nastrój, tuż obok niego stający, nowy człowiek, też nie ze styropianu wystrugany, ale wykuty w metalu czy nawet w metalach. Nowy człowiek zupełnie niepodobny do zwykłych ludzi, socjalistyczny, konstruktywistyczny jak egipskie bóstwo z groźnie wzniesionym, chyba nad głową, bo w tym miejscu zwykli ludzie mają głowę, rzymskim gladiusem. Mieli rewolucyjny rozmach piewcy rewolucji, taka maszyna do triumfowania, z barbarzyńską szczerością okazująca emocje mową ciała, a nie jakieś durne hasiory, kantory i inne abakany. Nie pamiętam szczegółu, ale blaszany triumfator to też socjalista rytu radzieckiego.

Na co ten cham z blaszanym pupilkiem czeka? - tak sobie zdają się myśle dwie marmurowe piękności z pustką w oczach. Miny mają, jakby zamyśliły się przy szydełkowaniu albo haftowaniu na tamburynie. Ale nie haftują i nie robią na drutach, no bo są przecież alegoriami sztuk wojennych. A gdybyż te sztuki subtelne nie wystarczyły, aby obronić się przed Leninem i jego wyklepanym towarzyszem, to na wszelki wypadek jedna z nich ma tuż pod ręką niespodziankę opartą dyskretnie o krzesełko - łypiącą oczkami sęków dębową maczużkę. Wzruszyłem się prostotą znaku.

Więc Bismarck obserwuje sytuację spokojnie, bo zna tekst dramatu, sam swoją szablę raczej jak laskę traktując niż narzędzie wojenne, czeka. Zrobiłem, co trzeba, zdaje się mówić, abyście dały sobie, moje panie, muzy alumnów kajzerowskiej akademii wojennej, radę z tym kałmukiem w głupiej czapce i jego egipsko-rzymsko-robotniczo-futurystycznym ochroniarzem.

W każdą scenę dramatyczną, a i komediową również, musi być wpisany konflikt - inaczej wiałoby nudą. Jakaś kość niezgody jest niezbędna, żeby wprawić postaci w ruch, a widowni dać poczucie, że wie, o co w tym wszystkim chodzi, o co konkretnie, a nie, że o jakieś tam przesłania. Przesłania są od przesłaniania, jak już kiedyś ustaliliśmy, a tu wali się wprost i bez ceregieli. I tu głęboki ukłon dla niemieckiej myśli wystawienniczej, bo oto na środku sali, między przedstawicielami Związku Radzieckiego a dwiema skamieniałymi wielkoludkami w typie drag queen, stoi sobie kiosk - taki podobny trochę do tych, co u nas na dworcach, tylko mniejszy i z szyldzikiem eleganckim - Kasse. I to nie jakieś abstrakcyjne kasse, ale bardzo konkretne kasse, angażujące i aktywizujące widzów osobiście na te parę euro za wstęp do sfery strzeżonej przez muzy kajzerowskiej akademii wojskowej. Gdzieś z boku unosi się jeszcze trzepoczące skrzydlata Nike, ale nie jestem tego już pewien i być może fruwa w całkiem innej sali.

Więc mamy aranżację z zaskakującym jak pięść rewolucji Leninem, która łączy Niemców. Niezależnie od tego czy stosunek do Lenina podszyty będzie nostalgią za młodością, jak może być w przypadku Angeli Merkel, czy wręcz przeciwnie - jako demon przeszłości, bo wtedy funkcjonuje na zasadzie trofeum wojennego. Wystrój unaocznia, że to są poważne sprawy ta przyjaźń niemiecko-rosyjska i w ogóle historia, w której centrum znajduje się kasa, Na marginesie dodam, że odwiedziłem ten przybytek w epoce, gdy Polska była określana jako kondominium niemiecko-rosyjskie i zrobiło mi się trochę nieswojo na taką elegancką manifestację ciężkiej wagi stosunków bilateralnych naszych sąsiadów. Faktem jest że stosunków złożonych i nie zawsze wesołych, ale nie za proste powinny być relacje między postaciami w sztuce teatralnej, bo wiałoby nudą.

Gdzie się to widowisko odbywa? Tak do ekspozycji sztuk wojennych jak i gromadzenia trofeów służy Arsenał czyli z niemiecka Zeughaus. Kazał go wybudować książę brandenburski Fryderyk III, znany publiczności światowej bardziej jako Fryderyk I, król Prus. Budowę rozpoczęto 1695 i skończono po 35 latach. Niemieckie Muzeum Historyczne zostało powołane do istnienia niedawno, w roku 1987, z inicjatywy Helmuta Kohla. Było sobie na papierze, błąkając się po różnych instytucjach i gabinetach Berlina Zachodniego, aż wreszcie, po ostatnim zjednoczeniu Niemiec (mam na myśli rok 1991) zmaterializowało się ostatecznie wprowadzając do Zeughausu. Ten zaś został rozbudowany, unowocześniony, ale z zewnątrz wygląda tak, jakby wciąż czekał na królewską wizytacją Fryderyka. Taka trochę kamienica urzędowo-bankowa, zdobiona na bogato. 

To tutaj w roku 2007 została podpisana deklaracja berlińska - manifest nakreślające szczytne intencje i cele narodów europejskich, których emanacją, gwarantem i narzędziem osiągnięcia ma być instytucja Unii Europejskiej. Ten dokument posiadał wyłącznie wagę propagandową, ale na tyle dużą, że wypowiedział się na jego temat papież Benedykt XVI, krytykując za brak choćby jednozdaniowego odniesienia do chrześcijańskich fundamentów Europy. Deklarację podpisała znana chrześcijanka Angela Merkel z jakimiś słynnymi w owym czasie unijnymi figurami, w towarzystwie Bismarcka (eksperta od zjednoczeń) i towarzysza Lenina (eksperta od świetlanej przyszłości), a to wszystko w zbrojowni pierwszego króla Prus.


Królewski Arsenał warszawski jest starszy od swojego brandenburskiego brata, bo wczesnobarokowy. Nie znam się na subtelnościach, wygląda czysto, schludnie, w ludzkiej skali i bez ton kamiennych wywijasów na fasadzie. Więc być może dlatego postawiono go szybko (1638-1643). Tu zaznaczę, że na zdjęciach nie sprawia tak sympatycznego wrażenia jak na żywo. To fajny budynek. Wzniósł go również nie byle kto, bo król Władysław IV, który powoli przesuwa się w hierarchii ulubionych władców, że wzbiera żal, że on i jego współpracownicy zmarli przedwcześnie.

W warszawskim Królewskim Arsenale też jest muzeum. Założone  w 1949 roku Polskie Muzeum Archeologiczne. Przepraszam, wróć. Państwowe Muzeum Archeologiczne. Powstało chyba po to, aby po polach zbierać dowody na to, że ziemie odzyskane zawsze były słowiańskie, znaczy nasze. I jednocześnie przyzwyczajać Polaków tą metodą, że linia Curzona ma jakikolwiek inny sens, poza realizacją kaprysów mocarstw. Nie wiem, czy Niemcy zdają sobie z tego sprawę, że postępują nieobiektywnie i nienaukowo i wbrew Curzonowi, że tak bezceremonialnie korzystają z dziedzictwa państwa pruskiego, które nigdy nie było emanacją żadnej ludowizny, zasiedzenia i innej prehistorii. 

(dygresja: Niemcy doskonale sobie zdają sprawę, że ich stolica leży na pradawnych ziemiach słowiańskich. I wcale się z tym nie kryją. Jest stosowana ekspozycja w cytadeli dzielnicy Spandau. Odkryte resztki słowiańskich chałup czy innych palisad, są elegancko odkopane, zabezpieczone i przykryte przezroczystą podłogą. Każdy może sobie napatrzyć się dowoli na ślady wytrzebionych Słowian, a nawet poczuć tę słodycz, jaką czuje Lenin patrzący na wszystko z góry)

Nie potrafię nic konkretnego napisać o wystawie, jaką oferuję Państwowe Muzeum Archeologiczne w warszawskim Arsenale. I co propaguje i jakimi znakami się przy tym posługuje. W internecie pokazują gablotki ze skorupami. Jeśli chodzi o wejście to w bramie frontowej, tej bliższej stacji metra, jest szlaban z ograniczeniem prędkości do 10 km/h, znak ostrzegający przed nierównościach nawierzchni i przekreślony ludzik, żeby się piesi nie kręcili. Na wystawę wchodzi się „od zakrystii”, ale tam na drzwiach wywieszka, że „w związku z modernizacją skrzydeł północnego i wschodniego  Arsenału Warszawskiego działalność Działu Wystaw i Popularyzacji  oraz Biblioteki Naukowej zostaje zawieszona od 1 października 2018 roku do odwołania”. Nieźle działa część zachodnia Arsenału, bo tam jest restauracja wyglądająca na całkiem dobrze prosperującą i bogato zaopatrzoną w szkła przeróżne, więc raczej nie na studencką kieszeń ani uczniowskie kieszonkowe czatującą. No to tak.

W Zeughaus od razu widz dostaje po oczach i od razu dostaje zaproszenie do udziału w negocjacjach Euroazjatyckich, a w Królewskim Arsenale w Warszawie szlaban, skorupy i droga knajpa.

Więc może ogólnie. Archeologia to jest historia minus bohaterowie. Przez co archeologia średnio nadaje się do poruszania ludzkich emocji. Inaczej gdy te emocje już są poruszone, a to przez Iliadę Homera, gdy odgrzebuje się Troję, a to przez wystające z piachu ogromne grobowce faraonów. Bez bohaterów nie da się opowiedzieć żadnej intrygującej gawędy, nie da się zbudować storytellingu, no po prostu nie ma jak.

Sam w sobie skamieniały kawałek dębu, zaśniedziały kawałek blachy przypominający mieczyk, czy guzik z kamizelki nic nie znaczą. Ludzi interesują ludzie. A najbardziej interesujący dla widza jest sam widz, który chce wiedzieć, za ile i do jakiego propagandowego eventu się go zaprasza i jaką rolę w dziejach, w dziejach podkreślam, a nie mogiłach indywidualnych czy zbiorowych, wystawiennicy mu przeznaczyli. Jeśli tego nie wiemy i nie umiemy wymyślić, to może i lepiej zamknąć wszystkie muzea do odwołania.



tagi: archeologia  propaganda  historia  lenin  zeughaus  arsenał 

kamiuszek
21 października 2018 14:40
11     1833    10 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

gabriel-maciejewski @kamiuszek
21 października 2018 14:47

Renesansowy byłby pełen ozdób. Horror vacui to jest cecha renesansu...

zaloguj się by móc komentować


pink-panther @kamiuszek
21 października 2018 16:11

Jest znamienne, że w naszych stronach czyli w Warszawie muzea z definicji nie służą - niczemu. Wartościowe pamiątki są rozproszone po dziesiątkach prowincjonalnych muzeów, więc nie ma mowy, żeby w jednym miejscu została zaprezentowana jakaś - idea. Czyli można domniemywać, że "państwo" tutejsze - nie ma "idei":))) W każdym razie - idei, którą mogłoby przedstawić w sposób otwarty miejscowej ludności.
 

Wiele mówi lokalizacja np. tzw. Muzeum Niepodległości. Oto jest ono, jak widzę, zlokalizowane w aż 3 "oddziałach", z tego główna siedziba - to Pałac Prebendowskich, w którym mieściło się za komuny - Muzeum Historii Ruchu Rewolucyjnego a drugi adres to Pałac Radziwiłłów, w którym za komuny było - Muzeum Lenina. Śmieszniej i symboliczniej - się nie da. Lokale dawnych polskich rodów wykorzystywane przez biurokrację w szarych garniakach - do markowania "polityki historycznej'. Pomysł, że w Pałacu Radziwiłłów winno być zlokalizowane - Muzeum Rodu Radziwiłłów - jest w tych stronach - nie do pomyślenia.

Natomiast największa i jedyna ekspozycja pod nazwą "historia Polski" - została zorganizowana kilka lat temu w nowym skrzydle nowego Muzeum Narodowego CHIN w mieście Pekin:))) Tam było wszystko łopatologicznie, włącznie z "ideą". 

Opowieść o Arsenale w Berlinie jest wielce pouczająca.  Pretensje do wielkości i do "misji na skalę dziejów" są w rażącej sprzeczności - z brakiem jakichkolwiek pretensji do jakiejkolwiek "misji" tzw. elit rządzących nad Wisłą.
Nam zostaje - Arsenał na Jasnej Górze. A dla tutejszych "odwetowców" - ewentualnie Zamek w Malborku - największy na świecie i - najnowszy bo odbudowany od fundamentów:))) Turyści szaleją z zachwytu.

zaloguj się by móc komentować

qwerty @kamiuszek
21 października 2018 17:08

i wizja: Słowianie jak Indianie skończą; bez ziemi i w rezerwatach

zaloguj się by móc komentować

qwerty @pink-panther 21 października 2018 16:11
21 października 2018 17:12

jedynie zbiorcze, tematyczne wystawy np. dot. sztuki sakralnej średniowiecza mają czytelne przesłania, ogladałem ostatnio wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie i w Krakowie - wyposażenia/sztuka/.. z Kościołów z calej Polski, od klasztoru Cystersów z Jędrzejowa do Madonny z Krużlowej - i to warto oglądać

zaloguj się by móc komentować

adamo21 @kamiuszek
22 października 2018 05:43

Gazy starego Bismarka wiatr roznosi, aż do wschodnich końców ukrainskich rubieży. Co nam zostało? Pewnie skorupy królewskich nocników.

Text typu piękny. Czyta się i czyta. Dzięki. 

 

zaloguj się by móc komentować

kamiuszek @pink-panther 21 października 2018 16:11
22 października 2018 08:58

Dziękuję za komentarz. Chyba jest tak, że każda misja jest na skalę dziejów. Poniżej tego są po prostu gołe interesy - czyli mamona, a nie wypada się z takim czymś utożsamiać.
Aranżacja w DHM nie jest wcale jakaś szczególnie cenna, jeśli idzie o jakość eksponatów. Bismarck to kopia. Ale jest angażująca.
Widziałem tam dwie wystawy czasowe. O bitwie narodów pod Lipskiem, z której zapamiętałem tylko tyle, że to nic wesołego stanąć naprzyciwko karabinów miotających ołowianymi kulami o przekroju dwuzłotówki. I jeszcze te bagnety skierowane wprost w zwiedzających.
No i większą wystawę o Lutrze, ale nie samym Lutrze tylko jego wpływie na Niemcy - nic z tego nie zrozumiałem, bo zbyt hermetyczne, ale jeśli dobrze wyczuwam intencję - ukazującą luterską oś wokół, której wszystko się tam kręci. 

zaloguj się by móc komentować

kamiuszek @qwerty 21 października 2018 17:12
22 października 2018 09:02

Dzięki za komentarz. Widziałem ekspozycję sztuki sakralnej w MN w Warszawie. Nie wiem czy ma czytelne przesłanie. Ja nie rozumiem tego przesłania.

zaloguj się by móc komentować

kamiuszek @adamo21 22 października 2018 05:43
22 października 2018 09:06

Dzięki za odwiedziny. Wydaje mi się, właśnie, że skorupa czyjegoś nocnika więcej warta w propagandzie niż anonimowy garnek ze złotem - taką stawiam tezę :-)

zaloguj się by móc komentować

qwerty @kamiuszek 22 października 2018 09:02
22 października 2018 09:36

takie ekspozycje pokazuję m.in. drogi eksponatów do sal muzealnych, natomiast ogląd pieknych i zabytkowych rzeczy nie zawsze musi mieć doktrynalne przeslanie, te wystawy ukazują odpowiedzi na pytania: co jest bogactwo, co to jest sztuka, ile pracy trzeba wykonac aby powstalo cos wartosciowego oraz pokazują oddzialywanie wartości na potrzeby czlowieka [tak mecenasow sztuki jak i ich tworcow]

zaloguj się by móc komentować

kamiuszek @Stalagmit 22 października 2018 20:23
23 października 2018 00:51

To ja dziękuję! Podkreślę, że nie czepiam się archeologii, która chyba jest bardziej obiektywną nauką niż historia. Po prostu porównuję wykorzystanie dwóch arsenałów - świadomie przecież dobranych na miejsce ekspozycji propagandowych. Warszawski sposób jest przestarzały i w formule narzuconej przez tych, którzy doprowadzili do powstania takiego tworu jak PRL z jego granicami i innymi ograniczeniami. PRLowska doktryna propagandowa się wyczerpała, zresztą zawsze było niedostosowana do reszty świata. 
Amerykanie mają krótką historię, z mało mitycznymi początkami, więc sztukują wymyślając superbohaterów. Jest w ludziach potrzeba śledzenia losów, historyjek, nawet te wprost zmyślone są lepsze niż żadne. 

Czytałem ten zalinkowany artykuł. Dziękuję. Ale najbardziej pamiętam prostą konstrukcję - jak już mówiłem Ci, drogi Stalagmicie - tę geometryczną doskonałość kołowej trasy handlowej starożytnych łodzi. Coś pięknego. Archeologia jest super. Pozdro! :-)

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować